sobota, 15 września 2012

Rozdział 3

Hermiona weszła do pokoju wspólnego Gryfonów. Uśmiechnęła się szeroko i ruszyła w stronę swojego miejsca przy kominku. Dziewczyna przymknęła oczy i rozkoszowała się tą chwilą. Wyszła wcześniej z Wielkiej Sali, bo nie mogła znieść widoku wściekłego Rona, który zaczął na nią krzyczeć na kolacji. Zmienił się i to bardzo.. to już nie jest ten wesoły rudzielec, którego pamiętała. Szatynka postanowiła wyrzucić z siebie te myśli. Nie chciała sobie jeszcze bardziej psuć humoru. Położyła nogi na pufie i zaczęła myśleć o wszystkich miłych rzeczach. Po chwili usłyszała za sobą głośne rozmowy. Hermiona podskoczyła i z delikatnym uśmiechem popatrzyła na wchodzących do dormitorium Gryfonów. Po jakimś czasie obok niej usiadł Harry i Ron, który miał skrzywioną minę. 
        - Co się tak skrzywiłeś Ron? wyglądasz jakbyś wypił Szkiele Wzro - zapytał przechodzący obok George. Kilka osób roześmiało się. Ron zrobił się czerwony ze złości i patrząc na Harry'ego ruszył do dormitorium chłopców trącąc ramieniem przechodzącą obok niego Angelinę. Hermiona spojrzała kątem oka na bliźniaków, którzy otoczeni przez swoich przyjaciół opowiadali żarty. Po chwili spojrzała na kruczoczarnego, który siedział na fotelu i patrzył na płomienie. 
        - Harry? - zaczęła niepewnie, jakby bała się, że chłopak nie zechce jej posłuchać. - ja... wszystko w porządku? 
        - Tak - odpowiedział patrząc na dziewczynę. - Już zaczynam przyzwyczajać się do waszych kłótni. - dodał z lekkim uśmiechem. 
        - Wiesz dobrze, że nie o to mi chodzi. Masz jakiś kontakt z Syriuszem?
        - Ostatnio wysłałem do niego list w wakacje. - powiedział chłopak wrzucając do kominka trociny. Hermiona otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie usłyszała za sobą znajomy głos.
        - Hermiono.. mogę cię prosić na chwilkę? - zapytał Fred. Szatynka kiwnęła głową i klepiąc Harry'ego po ramieniu ruszyła za rudzielcem. 
        - O co chodzi, Fred? - zapytała, gdy dotarli do pustego pomieszczenia. Fred przez chwilę nic nie mówił. Patrzył na podłogę, lecz po chwili podniósł wzrok na zdziwioną Hermionę.
        - Chodzi o to, że... - przerwał. Hermiona nigdy nie widziała tak speszonego bliźniaka. Zwykle tryskał radością i uwielbiał żartować, a przy niej stawał się jakiś cichy, spokojny.. Czy on coś do niej czuł? Nie.. jakby czuł to by powiedział. - Bo widzisz, ja.. coś czuję do Ciebie Hermiono - wykrztusił w końcu. A więc jednak coś czuję.. Szatynka nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa. Nic nie przychodziło jej do głowy.. spojrzała na Freda, który uśmiechnął się.
        - Ja.. Fred! zaskoczyłeś mnie... nie wiem co powiedzieć! - szepnęła. Fred wciąż się uśmiechał. Podszedł do dziewczyny i dotknął dłonią jej policzek. Nie wiedząc czemu zrobiło się jej gorąco. Rudzielec był już tak blisko dziewczyny, że czuła jego oddech na swojej szyi. Po chwili odskoczyli od siebie słysząc głośny huk i czyjś głos. Hermiona spojrzała na Freda i bez słowa wyszła z pomieszczenia i od razu skierowała na górę. 


 Następnego dnia.

Hermiona obudziła się wcześniej. Parvati i Lavender jeszcze spały. Szatynka po cichu przebrała się i wyszła z dormitorium. Zbiegając po schodach usłyszała czyjeś szepty. 
         - ...ale ja coś do niej czuję! a ona cały czas ugania się za Fredem! co on ma w sobie takiego? tylko to, że wciąż żartuje. 
         - Nie sądzę, żeby Hermiona wybaczyła ci po tym jak naskoczyłeś na nią w pociągu, a potem zrobiłeś jej awanturę w Wielkiej Sali. I ty się dziwisz, że się do ciebie nie odzywa? - zapytał Harry. 
         - To niech nie spotyka się z moim bratem! - powiedział wkurzony Ron.
         - A kim ty jesteś, żeby stawiać mi warunki?! - Hermiona nie wytrzymała i wyszła z ukrycia. Spojrzała na niego chłodno. - No proszę powiedz mi! - dodała patrząc na zdziwionego rudzielca. 
         - Ja... ja..
         - Och! mowę Ci odjęło? - zakpiła szatynka. Ron zrobił się biały na twarzy jakby zobaczył wielkiego pająka. - Otóż właśnie Ron! jesteś nikim! myślisz wyłącznie tylko o sobie! - dodała. I nie patrząc na rudzielca wyszła z dormitorium. 

  Dwie godziny później.

Szatynka siedziała w Wielkiej Sali i jadła śniadanie. Czuła się o wiele lepiej. Z uśmiechem na twarzy plotkowała z Ginny, Angeliną i Katie. Nic, ani nikt nie mógł zepsuć jej humoru. Uśmiechnęła się szeroko do przechodzących obok bliźniaków, którzy usiedli obok rozmawiających dziewczyn.
         - Ginny opowiadała nam, że rzuciłaś się dzisiaj na Rona.. jak wychodziliśmy z dormitorium to krzyczał na wszystkich - powiedział George smarując sobie tosta marmoladą. Hermiona posłała mu swój uroczy uśmiech i wróciła do rozmowy z przyjaciółkami. Po chwili do Wielkiej Sali wszedł Harry a za nim Ron, który widząc uśmiechniętą dziewczynę zatrzymał się i usiadł obok Lavender, która była zadowolona i popatrzyła na rudzielca z rozmarzoną miną. Ron udał, że tego nie widzi i zaczął smarować tosta tak energicznie, że przełamał się na pół. 

Po skończonym śniadaniu Hermiona szepnęła coś do Ginny i obie wyszły z Wielkiej Sali. Szatynka chwyciła przyjaciółkę za ramię i ruszyła w stronę pustego korytarza.
         - Ginny muszę coś ci powiedzieć, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
         - Oczywiście! masz moje słowo. O co chodzi Hermiono?
         - Chodzi o to, że Fred... - przerwała rozglądając się czy ktoś ich nie podsłuchuję. - Wczoraj powiedział mi, że coś do mnie czuję. - dodała. Spodziewała się, że ruda zrobi zdziwioną minę, ale ta wręcz przeciwnie uśmiechnęła się.
         - Och! no tak... przez całe wakacje wspominał tylko o tobie. No dobrze nie przez całe.
         - Mówisz serio?
         - Tak. Marzył o tym, żeby w końcu wyjechać do Hogwartu i przebywać z tobą. On się w tobie naprawdę zakochał, Hermiono. - powiedziała Ginny. Szatynka spojrzała na przyjaciółkę i ciągle słyszała w swojej głowie jej słowa. Nie sądziła, że ktoś taki jak Fred może się w niej zakochać... nawet nie wiedziała kiedy na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, ale z każdą sekundą znikał. W oczach miała wizję rzucającego się Rona na swojego brata. Otrząsnęła się z tych myśli, kiedy usłyszała dzwonek. Hermiona pożegnała się z Ginny i ruszyła w stronę lochów. Przebiegła obok Luny Lovegood, która jak zwykle chodziła z rozmarzoną miną. Popatrzyła na zegarek, była już spóżniona na lekcję eliksirów. No pięknie panno Granger... 

ϟ

Kurcze! nie sądziłam, że tak szybko napiszę ten rozdział :) Dedykuję go tym co czytają mojego bloga - a w szczególności Paulinie Wysockiej, która dodaje mi siły i tak wspaniale komentuję moje wypociny :3

Muzyka na dziś: Muse - MK Ultra, Michael Buble - Feeling Good 

4 komentarze:

  1. jAKIE WYPOCINY ?1 To jest wspaniałe ! ;D Kochana :) Bede dodawać Ci sił nie martw się ;) Jak zawsze cudowny rozdział , czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze ! Czekam na więcej . <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha oj Fred, oj Fred. Wyczuwam nadchodzący romans pomiędzy nim,a Hermioną ;) Rozdział świetny. Czekam nn.

    OdpowiedzUsuń