środa, 28 listopada 2012

Rozdział 26


Hermiona siedziała w pokoju wspólnym i pisała wypracowanie dla Snape'a. Była w szpitalu zaledwie dwa dni, a tu tyle nauki. Zanurzyła pióro w atramencie i uniosła do góry pergamin. Zmarszczyła czoło i po chwili odstawiła skończone wypracowanie na stół. Westchnęła głośno i opadła na fotel. Ten tydzień był dla niej strasznie wyczerpujący. Miała ochotę, żeby wszystko wróciło do normy. Żeby było tak jak wcześniej. Już nic nie wróci do normy, nie jak nie pozbędziesz się Diany na zawsze ze swojego życia. Wiem, że masz ochotę ją zabić.. Szatynka zacisnęła mocno dłonie i odgoniła od siebie złe myśli. Owszem miała ochotę jej coś zrobić, ale brunetka była od niej silniejsza. To chore.. nie powinnaś o niej myśleć! Powinnaś się cieszyć, że żyjesz maleńka! Hermiona miała tego dosyć. Chwyciła słoiczek z atramentem i cisnęła nim w ścianę. Czuła na sobie wzrok innych, ale nie obchodziło ją to. Musiała odreagować. Miała już tego dosyć. Padła na podłogę i zacisnęła dłonie tak mocno, że czuła jak paznokcie wbijają się jej w skórę. Poczuła, że ktoś chwyta ją za ramiona i mocno do siebie przyciska. Zapłakana spojrzała w górę. Fred patrzył na nią z zatroskaną miną.
           - Fred! Ja tak nie mogę... - zaszlochała szatynka. - To mnie wykończy..
           - Cśś.. będzie dobrze!
           - Nic nie będzie dobrze! Rozumiesz?! NIC! Ona będzie mnie tak do końca życia męczyć! I jeszcze te koszmary... - krzyknęła Hermiona odpychając od siebie rudzielca. Fred chwycił ją za nadgarstki i spojrzał jej prosto w oczy. - Och, Fred! Dlaczego ty zawsze musisz mnie pocieszać?!
           - No bo co innego mi pozostaje? Nie możesz o tym myśleć, rozumiesz? Musisz zapomnieć i iść dalej! - powiedział Fred patrząc na szatynkę
           - To nic nie da, to nigdy nic nie daje! Człowiek ma tylko większą nadzieję, a potem spotyka go jeszcze większy zawód.. - powiedziała Hermiona wstając. Rudowłosy również wstał i przez dwie minuty patrzył na wściekłą dziewczynę. Szatynka chwyciła swoje wypracowanie i jednym machnięciem różdżki przeniosła je do dormitorium.
           - Wiesz co? Nie znoszę tego, że siedzisz tutaj, kiedy wszyscy są na błoniach. 
           - Nie mam ochoty, Fred..
           - A kto tu się pytał, czy masz ochotę czy nie - powiedział Fred uśmiechając się szeroko.
           - Fred..
           - Hermiono.. - powiedział rudowłosy trącąc delikatnie ramieniem szatynkę. Dziewczyna próbowała zachować poważną minę, lecz przy chłopaku nie było tak łatwo. Wybuchnęła śmiechem i trzepnęła go w głowę. - O! taką Hermionę to ja poproszę przez cały czas.. - zaśmiał się Fred. Hermiona założyła kurtkę, szalik, rękawiczki i kozaki i poszła z Fredem na spacer. Było jej wszystko jedno. Jednak nie chciała bardziej dobijać rudowłosego. Wyszli na błonia. Śnieg skrzył się w słońcu i nie było nawet jakoś szczególnie zimno. Szli spokojnie w stronę zamarzniętego jeziora w ciszy. Szatynka jakoś nie wiedziała co mogłaby powiedzieć, na dodatek miała ciągłe wrażenie, że Diana wyskoczy zza drzewa i będzie chciała coś zrobić.
           - Miona - powiedział Fred obejmując ją ramieniem.
           - Tak? - zapytała nieprzytomna.
           - Nie denerwuj się. Wszystko będzie...
           - Nie mówi mi nawet, że będzie dobrze. Wiesz, że nie będzie. -fuknęła ostrzegawczo jak kot.
           - Ok. Nic już nie mówię.
           - Nie mogę. Przepraszam! - powiedziała. Odwróciła się na pięcie i pobiegła do zamku.

      Dwie godziny później.

Hermiona szykowała się, aby odwiedzić Katherine w skrzydle szpitalnym. Szatynka schowała różdżkę w kieszeń spodni i wyszła z pokoju wspólnego. Korytarze były dziwnie puste i ciemne. Niby normalnie jak zawsze, jednak dziś napawały dziewczynę lękiem. Usłyszała czyjeś szybkie kroki i szyderczy śmiech.
           - Diana! - wyszeptała szatynka i stanęła jak wryta. Ktoś jednak złapał ją za rękę i wciągnął do pustej sali - Malfoy! - zawołała Hermiona widząc wysokiego blondyna. Jego srebrne oczy zmrużyły się, a jego zimna dłoń zasłoniła szatynce usta.
           - Cśś! - wyszeptał. Hermiona chciała coś zrobić, ale usłyszała kroki Diany coraz bliżej. Wstrzymała oddech. Kroki nagle się zatrzymały.
           - Draco? - dało się słyszeć niecierpliwy głos zza drzwi. Blondyn syknął. Hermiona już wiedziała. Ślizgonka wyczuła zapach wody kolońskiej Malfoy'a.
           - Draco?! - wołała Diana, a jej kroki zbliżały się do drzwi.
           - Musisz mi zaufać... Na tą jedną chwilę. - szepnął blondyn. Złapał Gryfonkę za rękę i pobiegł w stronę drzwi. Otworzył je tak gwałtownie, że uderzyły one Dianę w twarz.
           - W nogi! - zawołał ciągnąc Hermionę. Szatynka nie zastanawiała się ani chwili dłużej. Pognała ile sił w nogach.
           - Malfoy! - ryknęła Diana za ich plecami. Zaklęcia zaczęły świstać im nad głową, a oni biegli. Mijali kolejne korytarze, a Diana niczym rozjuszona żmija goniła ich miotając zaklęciami niewybaczalnymi. Malfoy dopadł drzwi gabinetu profesor McGonagall. Otworzył je szybko i wepchnął Hermionę pierwszą, sam nie zdążył wejść do klasy. Szatynka zobaczyła tylko jak snop czerwonego światła ugodził blondyna w plecy. Draco runął na ziemię jak długi. Hermiona wiedziała, że to już koniec. Zacisnęła mocniej różdżkę i z przerażeniem na twarzy patrzyła na drzwi. Zobaczyła jej cień, a po chwili jak drzwi powoli otwierają się. Szatynka wstrzymała oddech i czekała na to co się stanie. Lecz po chwili zobaczyła, że Diana ucieka. Hermiona zaczęła trząść się z nerwów. Podeszła powoli do drzwi, uchyliła je szeroko i podbiegła do leżącego Malfoya. Chwyciła go za ramiona i zaczęła nim nerwowo poruszać. Nagle usłyszała czyjeś kroki, a po chwili ktoś położył dłoń na jej ramieniu. Dziewczyna szybko wstała i bez zastanowienia skierowała różdżkę na Dianę, a jednak wydawało się jej, że to ona. Przed nią stała profesor McGonagall.
            - Ja.. Ja! - zaczęła się jąkać. Popatrzyła na przerażoną kobietę, a po chwili na nieprzytomnego Malfoya. - Ja.. Ja - nie mogła wydusić żadnego słowa. Po chwili usłyszała znowu czyjeś kroki, lecz tym razem ktoś szedł powoli i spokojnie. Podniosła głowę do góry i spojrzała na Dumbledore'a a za nim biegnącą Pomfrey.
            - Znowu?! Co się dzieję z tą dzisiejszą młodzieżą! - krzyknęła pani Pomfrey. - Panno Granger! - dodała patrząc na dziewczynę.
            - Ale.. Ale to nie ja! - powiedziała napastliwie szatynka.
            - Nie takim tonem, moja droga! - powiedziała kobieta patrząc z pogardą na Hermionę.
            - Panno Granger, czy może mi pani powiedzieć co tu się stało? - zapytał Dumbledore. Hermiona spojrzała na profesor McGonagall, panią Pomfrey a po chwili jej oczy stanęły na dyrektorze. Cała się trzęsła. Wzięła dwa głębokie wdechy.
            - Więc... szłam do Skrzydła Szpitalnego, by odwiedzić Katherine i.. i..
            - Tak, panno Granger?
            - Zobaczyłam idącą w moją stronę Dianę, ale.. po chwili obok mnie stanął Draco i wepchnął mnie do pustej klasy. A potem.. a potem.. ona wiedziała, że on mnie ukrył, więc szybko wyszliśmy z klasy i biegliśmy do klasy profesor McGonagall. Draco wepchnął mnie pierwszą do klasy, a.. a.. on nie zdążył, więc trafiło w niego zaklęcie.. - powiedziała Hermiona nie spuszczając wzroku. Dumbledore spojrzał na panią Pomfrey i szepnął coś do niej. Szatynka cała się trzęsła. Nie mogła opanować swojej złości. 
            - Dobrze, panno Granger! A teraz.. proszę iść do swojego dormitorium. Minerwo! lepiej będzie jak odprowadzisz pannę Granger na miejsce. Chyba nie chcemy, żeby podczas tej samotnej wędrówki znowu coś jej się stało.. - powiedział spokojnie Dumbledore. Kobieta kiwnęła głową i powoli podeszła do szatynki. Hermiona spojrzała ostatni raz na dyrektora i ruszyła za kobietą.

       Dwadzieścia minut póżniej.

Hermiona stanęła przed obrazem Grubej Damy i szybko podała hasło. Nie chciała, aby w takim stanie widzieli ją znajomi a jeszcze bardziej nie chciała, żeby ją zobaczył Fred. Weszła do pokoju wspólnego i nie patrząc na nikogo szybko wbiegła do dormitorium. Usłyszała za sobą jego głos, lecz nie miała zamiaru zejść. Weszła do dormitoirum, zatrzasnęła za sobą drzwi. Chciała się uspokoić, lecz w pewnym czasie nie panowała nad sobą i wybuchła. Zaczęła wszystkim rzucać. Chwyciła leżący obok jej łóżka brązowy wazon i rzuciła nim o ścianę. Naczynie roztrzaskało się na drobne kawałki. Zacisnęła mocno pięści i usiadła na podłodze. Nie chciała płakać. Czuła, że za chwilę znowu wybuchnie. Zamknęła oczy i z całej siły kopnęła swój kufer. Po chwili usłyszała, że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Szatynka otworzyła oczy i zobaczyła przerażonego Freda, a za nim Ginny.
             - Hermiona! Hermiona! Co się dzieję?
             - Dajcie mi wszyscy spokój! - warknęła dziewczyna.
             - Miona! - szepnęła Ginny podbiegając do przyjaciółki.
             - Nie rozumiecie?! Dajcie mi spokój! - powiedziała Hermiona patrząc na Freda. Lecz chłopak nie odpuścił tak szybko i usiadł obok szatynki. Dziewczyna przekręciła oczami. Starała się na niego nie patrzeć. Nie chciała mu zrobić żadnej przykrości. Poczuła, że chwyta ją za podbródek i powoli odwraca jej głowę w jego stronę.
             - Hermiona, kochanie! Proszę! Powiedz co się dzieję..
             - Nie mam na to już sił! Nie mam już na niej sił... - jęknęła szatynka patrząc na rudowłosego. - Zaatakowała mnie! Mało brakowało, abym dostała zaklęciem..
             - A ktoś oberwał?
             - Malfoy.. - odpowiedziała. W jednej chwili Fred zrobił się czerwony z wściekłości. Hermiona popatrzyła na niego zdziwiona. - O co ci chodzi, Fred?! 
             - Malfoy, hmm?
             - Słuchaj! Nie wiem o co ci chodzi! Przed chwilą się martwiłeś, a jak już tylko powiedziałam o Malfoyu to się zdenerwowałeś! Gdyby nie on, to bym pewnie teraz leżała w Skrzydle Szpitalnym.
             - Tak, no pewnie.. - powiedział Fred. Szatynka wstała i spojrzała wściekła na chłopaka. 
             - A co?! Więc wolałeś, żebym leżała nieprzytomna w Skrzydle zamiast niego, co?!
             - Tego nie powiedziałem!
             - A więc o co ci chodzi?! - zapytała, lecz chłopak nie odpowiedział. - A więc wściekasz się bez powodu, tak?! Posłuchaj! Nie chcę się z tobą kłócić. Gdzie się podział ten Fred, który martwił się o mnie, który mnie pocieszał? No gdzie? - krzyknęła uderzając go z całej siły w ramię.
             - Przepraszam! Zachowałem się jak dupek..
             - Och, to na pewno! Pewnie byś się cieszył, że oberwał co?
             - Sama przed chwilą powiedziałaś, że nie chcesz się kłócić!
             - Odpowiedż! 
             - A nawet jeśli, to co? - zapytał Fred. - Wcale mi się to nie podoba, że nagle stał ci się bliski! - dodał patrząc na dziewczynę.
             - Bliski?! Naraził swoje życie, żeby ratować moje! Nie zrobiłbyś tak na swoim miejscu?!
             - Oczywiście, że bym tak zrobił! 
             - Więc po co to cała kłótnia, hmm? Kłócimy się przez Malfoya... - powiedziała patrząc na stojącą Ginny. Hermiona zamknęła oczy i odwróciła się do nich plecami. Nie znosiła tego. Nie lubiła się z nim kłócić. Poczuła, że obejmuję ją. Szatynka otworzyła oczy i popatrzyła na niego. Chciała go wyrzucić z pokoju, ale nie miała na to siły. Była za słaba, żeby to zrobić. Bez żadnego zastanawienia przytuliła się do niego mocno. Czuła, że wszystkie złe emocje się ulotniły. Nagle do pokoju wbiegł Harry, a za nim George i Ron. Spojrzeli przerażeni na porozwalane rzeczy i na potłuczony wazon. Po chwili popatrzyli na przytulających się do siebie Freda i Hermionę.
             - No, no no... my tu sobie myślimy, że Hermiona zrobiła coś Fredowi, a tu proszę co widzimy? Tornado tu przeszło czy co? - zapytał George patrząc na parę. Szatynka oderwała się od Freda i zaśmiała się. Rudowłosy podrapał się po głowie i spojrzał na swoich braci. Hermiona pokręciła głową i zabrała się za sprzątanie. George szepnął coś do chłopaków i wszyscy wyszli. 

~~
Nie miałam już żadnego pomysłu żeby jakoś doprowadzić do końca tą końcówkę. Miałam naszą parkę skłócić, ale postanowiłam, że będzie to w kolejnym rozdziale ;3 Rozdział dedykuję Rupci, Paulinie, Niffler Castle oraz adminkom ze strony Jednorożce? Pff. Ja mam Hardodzioba ♥ 

Muzyka na dziś: Lana Del Rey - Summertime Sadness.

8 komentarzy:

  1. świetny rozdział ;) Czekam na następny :D Ale, że Malfoy ją ochronił ? No no ... Zobaczymy co z tego wyniknie

    OdpowiedzUsuń
  2. Malfoy <3. To co on zrobił było takie słooodkie O.O. Rozdział fajny...;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo dziękuję za dedykację! <33

    Skarbie, jesteś zajebista! Boże jak ja kocham czytać Twojego bloga! Jeszcze trochę i przez tą Dianę, mój komputer wyleci przez okno ;x Nie skłócaj ich proszę! Oni są taką uroczą parą! Ta końcowa scenka mnie tak wzruszyła... piękne! *.*

    Draco, Draco, Draco. Mały wstrętny dupek, ale jaki uroczy *.*
    Ale nie waż mi się ich splatać, bo mnie coś trafi xd

    Weny życzę ;****

    OdpowiedzUsuń
  4. wspaniały rozdział. jesteś mistrz. <3
    czekam na następne rozdziały. oby jak najszybciej. ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. No, no Malfoy. Rozdział fantastyczny, czekam na kolejny ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę powiedzieć, że bardzo fajnie piszesz :D Mam nadzieje, że bedziesz jeszcze długo dodawała notki, czekam na kolejne :D|
    zapraszam też do mnie, a nuż ci się spodoba xd

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały rozdział ! Jesteś genialne ! Czekam na następny !

    OdpowiedzUsuń
  8. Mówię bez bicia że nie przeczytałam jeszcze wszystkich rozdziałów bo musze nadrobić ;/ ;) Ale chciałam poinformować że dodałam nowy rozdział :)http://life-with-fremione.blogspot.com/ ! Na pewno nadrobię ;))

    OdpowiedzUsuń