Hermiona siedziała w Wielkiej Sali i atakowała widelcem swoje nie zaczęte śniadanie. Nie miała ochoty jeść. Ciągle myślała o Fredzie. Miał wyjść dwa dni temu a jego dalej nie ma. Zdenerwowana rzuciła widelcem tak, że odbił się od talerza i upadł na podłogę. Burknęła coś pod nosem, schyliła się i odstawiła widelec na miejsce. Wyprostowała się i spojrzała na zdziwionych Gryfonów. Nie obchodziło ją to. Mogą sobie myśleć co chcą.. Szatynka założyła na siebie torbę tak gwałtownie, że o mało co nie trąciła ramieniem rozmawiającą z Kate Angelinę. Hermiona uśmiechnęła się blado i wstała. Nagle wszyscy obecni w Sali zaczęli się na nią patrzeć. Dziewczyna zacisnęła mocno usta i wyszła szybko z pomieszczenia. W głowie układała sobie najgorsze historie. A może z Fredem jest coś nie tak?! usłyszała głosik w swojej głowie. Nie! Nawet nie chciała o tym myśleć. Przecież pani Pomfrey mówiła, że z nim jest wszystko w porządku! Przyśpieszyła kroku i ruszyła w stronę Skrzydła Szpitalnego. Trąciła ramieniem przechodzącą oboj niej Krukonkę. Mruknęła szybkie przepraszam i szła dalej. Po pięciu minutach stała już na miejscu. Pchnęła mocno drzwi i weszła do środka. Podbiegła do miejsca, gdzie leżał rudowłosy, lecz go nie było. Wkurzona dziewczyna kopnęła z całej siły w metalową ramę łóżka. Po chwili poczuła, że ktoś kładzie rękę na jej ramię. Hermiona podskoczyła i szybko odwróciła się.
- Panno Granger! - zaczęła pani Pomfrey. Szatynka poprawiła torbę i spojrzała na kobietę. Rozejrzała się po całym pomieszczeniu i po chwili znowu spojrzałą na panią Pomfrey.
- Gdzie jest Fred? - zapytała napastliwym głosem.
- Fred? Wyszedł stąd wczoraj wieczorem. Nikt ci nie mówił?
- NIE! - krzyknęła. Kobieta popatrzyła na dziewczynę z urażoną miną. - Przepraszam! Poniosło mnie.
- I nie potrzebnie, moja droga! Nie powinnaś być zadowolona, że twój przyjaciel wyszedł cały i zdrowy?
- Ja...tak! Cieszę się - powiedziała. Nie nie nie! Nie jestem szczęśliwa! Boże co ja gadam... opanuj się, Granger!
- Panno Granger?
- Słucham?
- Nie unoś się na mnie, kochaniutka! - powiedziała kobieta i patrząc na dziewczynę ruszyła na koniec pomieszczenia. Hermiona uderzyła się w głowę i patrząc na stojącą do niej plecami panią Pomfrey wyszła z sali. Szła szybko przez pusty korytarz. Co wydawało się być bardzo dziwne. Po chwili usłyszała czyjś śmiech, a po chwili huk wystrzeliwanych fajerwerków. Hermiona zacisnęła mocno pięści i wybiegła z zamku. Zobaczyła go przy dużym drzewie. Razem z George'm i Lee co chwile odpalali swoje fajerwerki. Przyśpieszyła kroku i ruszyła w ich stronę. Chwyciła niewielkiej wielkości kamień i rzuciła go w plecy rudowłosego. Fred podskoczył i odwrócił się energicznie. Był wściekły, lecz gdy zobaczył szatynkę szybko do niej podbiegł. Już otwierał usta, by coś powiedzieć lecz Hermiona uderzyła go z całej siły w brzuch.
- Hermiona! Co ci odbiło?
- Ty dupku! Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że wczoraj wyszedłeś ze szpitala!
- Och! O to ci chodzi.. - powiedział i wybuchnął śmiechem. Hermiona zacisnęła usta i trzepnęła go w głowę. Widzący tą scenkę George i Lee tarzali się po ziemi ze śmiechu.
- Och! Oświeciło cię? - zakpiła szatynka.
- Oj Miona... - zaczął, lecz Hermiona wymierzyła mu kolejny cios w brzuch. - No dobra! Przestań! Nie bij mnie! - jęknął łapiąc się za brzuch.
- To wyjaśnij mi! Dlaczego nie powiedziałeś mi, że wczoraj wyszedłeś ze szpitala. Przez ten jeden dzień mnie omijałeś! Myślałam, że coś się stało i, że musiałeś dłużej zostać w Skrzydle.. wiesz jak się okropnie z tym czułam?!
- Wiem
- Och! I stać cię tylko na jedno głupie wiem?! - zapytała zdziwiona dziewczyna. - Może uda ci się jakoś to bardziej rozwinąć, hmm? Czuję się jak idiotka. Wszyscy mnie omijacie. Wiesz jak głupio się z tym czuję?! Och no tak! Bo nie wiesz..
- Hermiono.. - zaczął i zapominając o tym, że obok nich stoi George i Lee ujął jej twarz dłońmi. Szatynka spuściła wzrok na swoje buty, lecz po chwili znowu spojrzała na rudowłosego. Jego uśmiech uspakajał ją. Czuła, że gniew zmienia się w radość. Miała ochotę zrobić tylko jedno. Pocałować go. Nie zwracając na to, że nie są sami zbliżyła się do chłopaka. Byli już tak blisko..
- Ekhem! Przepraszam, że wam przerywam gołąbki! - zaśmiał się George. Hermiona pisnęła i cofnęła się do tyłu tak gwałtownie, że straciła równowagę. Fred podbiegł szybko do dziewczyny i złapał powstrzymując ją przed bolesnym upadkiem. - No, no Romeo.. - dodał śmiejąc się. Hermiona poczuła, że się rumieni. Odsunęła się od Freda i weszła do zamku.
Następnego dnia.
Szatynka obudziła się w znakomitym humorze. Rozejrzała się po dormitorium. Jej przyjaciółki jeszcze spały, więc zeskoczyła z łóżka i biorąc jeasnowe rurki, biały top i rozpinany kremowy sweter. Przebrała się w to szybko i po cichu wybiegła z pomieszczenia. Chwilę później weszła do pokoju wspólnego, które było prawie puste. Prawie, bo przy kominku siedział Harry, a na końcu pokoju siedziała grupka rozchichotanych dziewczyn z czwartej klasy. Dziewczyna podeszła do niego powoli. Usiadła na swoje miejsce i zaczęła się przyglądać przyjacielowi.
- Hermiona! Czuję twój wzrok..
- Mmm, co? - zapytała zdziwiona. - Och, przepraszam! - dodała widząc jego spojrzenie. Po chwili usłyszała jak chłopak parsknął śmiechem. Hermiona zrobiła urażoną minę i zaczęła przyglądać się płomieniom. I siedzieli w tej ciszy.. No powiedz coś, Granger!
- Mmm.. widziałeś może Rona? - zapytała. Ugh.. Rona?! Puk Puk!
- Rona? Pewnie jest w Wielkiej Sali na śniadaniu, a co?
- Eee, a nic! Tak pytam tylko.. a więc.. a więc za cztery tygodnie gracie mecz ze Ślizgonami, tak?
- Mhm
- Więc...denerwujesz się?
- Nie! Drużyna jest świetnie przygotowana, choć Fred i Ron mają między sobą małe spięcia. - powiedział. Taak, małe! - Myślę, że rozwalimy Ślizgonów tak samo jak rok temu.
- Och, to super!
- Hermiono! Nie udawaj, że cię to interesuję. Jesteś kiepską aktorką - powiedział uśmiechając się. Szatynka zrobiła urażoną minę i trzepnęła Harry'ego w głowę. Chłopak zaśmiał się tylko i wstał. Hermiona przekręciła oczami i również wstała. Wygładziła pognieciony top i mrucząc coś pod nosem wyszła z pokoju wspólnego.
Dwadzieścia minut później.
- Hermiona! HERMIONA! - usłyszała za sobą znajomy głos. Strzepała z kolan liście i wstała z ziemi. Odwróciła się i wpadła na stojącego obok niej Freda.
- Mhm? - zapytała uśmiechając się.
- Chciałem się ciebie zapytać, czy.. czy poszłabyś ze mną jutro do Hogsmeade? No wiesz... kolejne wyjście. Nauczyciele chyba za bardzo nie mają co z nami zrobić. Tylko cały czas wypuszczają nas z zamku - dodał uśmiechając się.
- Powinieneś się chyba cieszyć!
- Tak! To co? Jutro po obiedzie?
- Jasne - powiedziała szatynka uśmiechając się szeroko. Nagle Fred zrobił coś czego nie spodziewała się. Pocałował ją. Lecz trwało to tylko chwilę. Dziewczyna popatrzyła na niego.
- Chodź!
- Gdzie?
- Zobaczysz! - powiedział Fred chwytając ją za dłoń. Hermiona już otworzyła usta, aby coś powiedzieć. Ale rudowłosy uśmiechnął się szelmowsko i przykładając palec do ust wbiegł do zamku.
~
No i jest! Sczerze to mi się podoba ten rozdział! Wasze komentarze dodają mi otuchy i dzięki tym dobrym opiniom mam dużo weny. Dedykuję go Paulinie oraz Hermionie G.
Muzyka na dziś: Usher - Scream, Nero - Promises.
Dziękuje za dedyk ;* Usher Scream <3 uwielbiam :D
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały jak zawsze ;*
Życze weny siostro ;)
Świetny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zajebisty rozdział ;) Możesz wpaść na mojego bloga ? Dzisiaj dodam nowy rozdział ;) Z góry dziękuję !
OdpowiedzUsuńJuż weszłam na twojego bloga :) i skomentowałam :)
UsuńDziękuję i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział :D
Usuń...
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAA !
Co Fred tam chce Hermionie pokazać?
Heheh teksty George'a ^^
Fredzio wyszedł ze szpitala, tralalalalala ♥
Dodam potem swój wpis czekam na nn !!!
Jeny jak ja zazdroszczę ci weny, ja natomiast od dłuższego czasu nie mogę nic napisać. Eh wypalam się. Rozdział oczywiście świetny. Czekam na nowy ;)
OdpowiedzUsuń