poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział 5

Szatynka siedziała w Wielkiej Sali i jadła śniadanie. Już sama myśl o wczorajszym wypadzie do Hogsmeade sprawiała, że na jej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. Zdarzało się jej to zbyt często. Nawet podczas lekcji Historii Magii. Nakładała sobie kolejną porcję owsianki, gdy do Wielkiej Sali wszedł zdenerwowany Harry. Bez słowa usiadł obok Hermiony, a usiadł tak energicznie, że pare osób podskoczyło.
        - Co się stało, Harry? - zapytała dziewczyna patrząc na Harry'ego. 
        - Nic takiego..
        - Przecież widzę
        - Powtarzam! nic takiego - odpowiedział zdenerwowany. Hermiona zrobiła wielkie oczy i dając sobie spokój wróciła do jedzenia niedokończonej owsianki. - Przepraszam, Hermiono! - dodał patrząc na dziewczynę.
        - Nic się nie stało - powiedziała szatynka nie patrząc na niego. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie wiedziała dlaczego Harry odezwał się do niej takim tonem. Dokończyła owsiankę, założyła torbę na ramię i bez słowa wyszła. 


Hermiona siedziała na lekcji zaklęć i nie docierało do niej żadne słowo, które zostało powiedziane przez profesora Flitwicka. Miała ochotę już stąd wyjść. Po raz pierwszy jej się to przytrafiło, że nie była skupiona na dzisiejszych lekcjach. W końcu usłyszała dzwonek. Spakowała wszystkie swoje rzeczy i ruszyła w stronę wyjścia. Za sobą usłyszała piskliwy głos profesora.
        - Ćwiczyć moi drodzy! ćwiczyć!
Dziewczyna miała długą przerwę. Postanowiła ten czas spędzić na błoniach. Ruszyła w stronę dormitorium Gryfonów i po podaniu hasła weszła do pokoju wspólnego. Przeszła obok Rona, który czytał Proroka Codziennego. Była już przy schodach, gdy nagle młody Weasley ją zatrzymał. W dłoni trzymał pudełko z czekoladkami.
        - Chcesz jedną?
        - A co tam dodałeś? eliksir miłosny? Nie, dziękuje.. nie jem słodyczy. - powiedziała Hermiona patrząc na rudzielca podejrzliwie. Ron mruknął coś niewyrażnego i wrócił na swoje miejsce. Dziewczyna weszła do dormitorium i zdjęła z siebie torbę. Zrzuciła ją niedbale na podłogę i przebrała się. Po trzydziestu minutach zbiegła na dół. Wchodząc do pokoju spojrzała na Rona, który rozmawiał z Deanem i Nevillem. Uśmiechnęła się do przyjaciółek i wyszła. Włożyła różdżkę do kieszeni i wyszła z zamku. Usiadła na trawie z dala od wszystkich. Chciała przez chwilę być sama. Wyjęła z kieszeni różdżkę i zaczęła rysować w powietrzu. 

  Z perspektywy Freda.

Rudowłosy wyszedł z George'm i ich najlepszym przyjacielem Lee Jordanem z Wielkiej Sali. Zaczęli rozmawiać o różnych rzeczach, lecz Fred myślami był gdzieś indziej. Wciąż miał przed oczami jej cudowny uśmiech, czuł jej ulubiony kwiatowy zapach. Idąc korytarzem spojrzał w prawo. Siedziała na trawie i rysowała różdżką w powietrzu. Po chwili odezwał się do niego George.
        - Hej, Fred! Wpadłem na wspaniały pomysł! Co ty na to, żeby wypróbować nasze cukierki na uczniach trzeciej klasy? 
        - Wiesz co? może póżniej. Ja zobaczyłem kogoś z ...
        - Jasne! - powiedział George patrząc w to samo miejsce co jego brat - no to leć zanim nasz kochany braciszek znowu popsuję Ci okazję. - dodał i klepiąc brata po ramieniu ruszył razem z Lee w stronę dormitorium. Fred uśmiechnął się i ruszył w stronę błoni. 

Hermiona siedziała i wpatrywała się w jezioro. Nawet nie zauważyła, że obok niej siada Fred. Uśmiechnęła się na jego widok, włożyła różdżkę do kieszeni i zaczęła się w niego wpatrywać.
        - Obserwowałeś mnie?
        - Trudno, żebym nie zauważył tak pięknej dziewczyny jak ty - szepnął chłopak uśmiechając się. Hermiona poczuła, że się rumieni. Spojrzała na Freda, który powoli zbliżał się do dziewczyny. Był już tak blisko, że czuła jego równy oddech na swojej szyi. Nagle ktoś zaklął. Usłyszała to wyrażnie, jakby ktoś za nią stał. Fred zerwał się na równe nogi i ruszył w stronę zamku. O co chodzi.. po chwili zobaczyła Rona, który patrzył z wściekłą miną na dziewczynę. 
        - Ron? co ty tutaj robisz? 
        - Czy to nie oczywiste? Podsłuchiwał nas.. - odpowiedział Fred patrząc na swojego brata. - Nie masz nic innego do roboty, braciszku? 
        - Zamknij się! - krzyknął - Jak mogłaś?!
        - Słucham? - Hermiona popatrzyła zdziwiona na rudzielca. 
        - Jak mogłaś jego wybrać?! - krzyknął Ron ściskając w dłoni różdżkę.
        - O co ci chodzi, Ron?! - Hermiona nie wytrzymała i również krzyknęła. - Co miałeś dokładnie na myśli? Kim ty jesteś, żeby mówić mi z kim mam się spotykać a z kim nie? - dodała, lecz on nie odpowiedział tylko skierował swoją różdżkę na stojącego brata.
        - DRĘTWOTA! - ryknął celując różdżkę we Freda. Hermiona wskoczyła między nimi krzycząc. Błysnęło czerwone światło. Bracia w tym samym momencie wrzasneli Hermiona.. Dziewczyna usłyszała trzask złamanych żeber i po chwili padła na ziemię oszołomiona. Fred w mgnieniu oka pojawił się obok niej.
        - Co tak stoisz, kretynie?! Leć po pomoc! - ryknął na młodszego brata, który stał osłupiony. Popatrzył na brata i bez słowa ruszył w stronę zamku. Fred wyjął swoją różdżkę i skierował ją na Hermionę - Rennervate! Rennervate! RENNERVATE! Hermiona! nie rób mi tego! obudź się! Rennervate! Błagam.. - po chwili do chłopaka podbiegła profesor McGonagall. Odsunęła go od ciała Hermiony. Zapadła głucha cisza. Fred patrzył z rozpaczą na dziewczynę, a za nim Ron wpatrzony był w ziemię. 
        - Który to zrobił?! - zapytała McGonagall patrząc na braci. Fred spojrzał na brata morderczym wzrokiem, a po chwili na profesor. 
        - No.. to ja, ale.. - zaczął Ron, ale profesor McGonagall uciszyła go ruchem ręki. 
        - Do zamku! masz czekać pod moim gabinetem! A ty.. - powiedziała zwracając się do Freda. - George..
        - Fred - poprawił ją chłopak - Zaniosę ją do Skrzydła Szpitalnego - dodał i bez słowa wziął dziewczynę na ręce. McGonagall otworzyła usta, aby coś powiedzieć, lecz Fred ruszył w stronę zamku. W końcu dotarli do Skrzydła Szpitalnego. McGonagall otworzyła drzwi i weszli do środka. Po chwili podbiegła do nich pani Pomfrey, która złapała się za serce widząc nieruchome ciało Hermiony.
        - Co się stało? 
        - Wyjątkowo silne oszołomienie. Próbowałam Rennervate, ale jak widać nic to nie dało. - odpowiedziała profesor McGonagall.
        - Połóż ją tutaj, młodzieńcze! - powiedziała Pomfrey wskazując dłonią wolne łóżko. - O, dobrze! Możesz już iść. I... tylko nie protestuj! będziesz ją mógł zobaczyć jutro rano. A teraz.. proszę wróć do swojego dormitorium. Jak to się stało, Minerwo? - zapytała, gdy Fred już wyszedł.
        - Bracia pokłócili się o dziewczynę - odpowiedziała McGonagall patrząc na ciało dziewczyny. Pani Pomfrey pokręciła głową i postawiła na stoliku Szkiele Wzro. 


ϟ

Na tym zakończę ten rozdział! Myślałam nad tym, żeby podzielić go na dwie części. No zobaczymy... jak na razie napisałam ten. Trzeba w końcu zabrać się za drugiego bloga :) Dedykuję go moim czytelnikom. Dziękuję, że czytacie :) 

EDIT: Polecam bloga niesamowitej Pauliny www.niesamowitelosy.blogspot.com wpadajcie na jej bloga, także piszę o Fremione :) 

3 komentarze:

  1. Oczywiście , że czytamy <3 jest wspaniały ;* Czekam na kolejny ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie za krótkie te rozdziały, człowiek zaczyna czytać, a tu już koniec :)
    Postaraj się to poprawić :)
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale ty się rozpędziłaś z tymi rozdziałami, ale to dobrze.. Zazdroszczę weny ;) Rozdział jest świetny, ale trochę za krótki. Czekam nn.

    OdpowiedzUsuń