niedziela, 23 września 2012

Rozdział 6

Hermiona powoli otworzyła oczy. Znajdowała się w jasno oświetlonej sali. Wysokie sklepienie, gotyckie okna, rzędy łóżek. Sala szpitalna. Zmrużyła oczy i złapała się za bolącą głowę. Odwróciła się powoli w prawą stronę i zobaczyła jego: rudowłosą postać, twarz miał ukrytą w dłoniach. 
       - F.. Fred? - jęknęła szatynka sprawiając, że chłopak podskoczył. 
       - Hermiona? o..obudziłaś się wreszcie! 
       - Co się stało? Dlaczego tutaj leżę?
       - Niczego nie pamiętasz? - zapytał Fred, a dziewczyna kiwnęła głową. - No więc... leżysz tu już tydzień. Strasznie się o ciebie martwiłem. Bałem, że się nie obudzisz. Kłóciłem się z Ronem, gdy wtedy rzucił na mnie zaklęcie, ale trafiło ono nie we mnie, ale w Ciebie.. chciałaś powstrzymać Rona, więc wbiegłaś pomiędzy nami i.. trafiło w Ciebie. - dodał przysuwając krzesło bliżej łóżka. Hermiona otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie do dziewczyny podbiegła pani Pomfrey, trzymając w dłoni butelkę z różowym płynem. 
       - Odsuń się, młody człowieku! - powiedziała kobieta podchodząc do szatynki. - Wypij to! - dodała podając jej lekarstwo. Hermiona powąchała unoszące się nad naczyniem opary. Wypiła lekarstwo duszkiem. Skrzywiła się i odstawiła szklankę na stolik. Kobieta mruknęła coś i odeszła. Fred uśmiechnął się blado i usiadł na krześle.
       - Jak się czujesz? - zapytał
       - Koszmarnie. Głowa strasznie mnie boli, a ty? wyglądasz jakbyś nie spał przez tydzień.
       - Bo tak było! - powiedział, a Hermiona otworzyła usta, aby coś powiedzieć. - Martwiłem się o Ciebie. Przychodziłem tu codziennie rano. Nie mogłem znieść tego, że leżysz tutaj. Pani Pomfrey stwierdziła, że oszalałem, że na pewno z tego wyjdziesz, ale ja nie mogłem.. musiałem tu być. Bo.. nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak bardzo się martwiłem. - dodał. Hermiona poczuła, że się rumieni. Popatrzyła na uśmiechającego się rudowłosego. Po chwili podbiegła pani Pomfrey.
       - A ty dalej tutaj? - zapytała patrząc na Freda. Chłopak parsknął śmiechem i wstał. Kobieta pokręciła głową i zwróciła się do Hermiony - Nie ma już potrzeby, żeby Ciebie tutaj trzymać, moja droga! A ty mój drogi przypilnuj ją, żeby znowu nie trafiło ją jakieś... zaklęcie. Ta dzisiejsza młodzieź! - dodała odchodząc. Hermiona uśmiechnęła się i wstała. Zakręciło się jej w głowie, lecz szybko chwyciła chłopaka za ramię co zatrzymało ją przed bolesnym upadkiem. 
       - Mogę wziąć Ciebie na ręce jak chcesz - powiedział Fred uśmiechając się zawadiacko. Hermiona popatrzyła na chłopaka i parsknęła śmiechem. Wyszli na korytarz, i od razu na dziewczynę rzuciła się Ginny.
       - Hermiona! jak się cieszę, że ciebie widzę. - powiedziała rudowłosa, gdy odsunęła się od przyjaciółki. - Nawet nie wiesz jak wszyscy przeżywali to co ci się stało.. Ron dostał nauczkę! przez miesiąc ma czyścić wszystkie sale, bez użycia zaklęć. - dodała. Fred parsknął śmiechem, lecz po chwili przestał. 
       - No to widzimy się na kolacji! - powiedziała Ginny i uśmiechając się do przyjaciółki ruszyła w stronę błoni. Po chwili odezwał się Fred:
       - Hermiono! ja.. ja chciałem coś Ci dać. W sumie chciałem Ci to dać jak siedzieliśmy przed zamkiem, ale... - przerwał wyciągając z kieszeni małe prostokątne pudełko. Szatynka popatrzyła na Freda i wzięła od niego pudełeczko. Otworzyła je. Po chwili znowu popatrzyła na rudzielca.
       - Fred! ja.. jest piękny! - powiedziała wyjmując złoty naszyjnik. Fred dalej stał i patrzył na dziewczynę z uśmiechem. Hermiona nałożyła go i z szerokim uśmiechem popatrzyła na rudzielca.
       - Masz ochotę... - zaczęli równocześnie na co oboje parsknęli śmiechem. 
       - Ty pierwszy! - powiedziała Hermiona spuszczając wzrok na swoje buty.
       - Masz ochotę wyjść w przyszłym tygodniu do Hogsmeade? Miałem ochotę wyjść gdzieś z tobą, a nie tak jak ostatnio z George'm, Ginny i Lee. - zapytał. Hermiona spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się szeroko - więc to znaczy, że zgadzasz się? 
       - Tak! - odpowiedziała Hermiona. Fred uśmiechnął się pocałował szatynkę w policzek. Dziewczyna poczuła, że się rumieni.
       - No to widzimy się później na kolacji?  - zapytał. Hermiona kiwnęła głową i uśmiechnęła się szeroko. Rudzielec podszedł do niej i przytulił się do niej. Po minucie oderwał się od niej i ruszył w stronę dormitorium.

 Dwie godziny później.

Hermiona ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Na jej szyi błyszczał naszyjnik, który dostała od Freda. Była szczęśliwa, że ma tak wspaniałego przyjaciela a może to jednak jest kimś więcej niź tylko przyjacielem? - usłyszała w swojej głowie głos. No przecież powiedział, że do Ciebie coś czuję... Szatynka otrząsnęła się od tych myśli. Weszła do Wielkiej Sali i od razu poczuła na sobie spojrzenia wszystkich osób. Policzyła do dwóch i nie interesując się o czym szepczą ruszyła w stronę stołu Gryfonów. Dziewczyna usiadła obok rudowłosej i nałożyła na złoty talerz ziemniaki purre i kotlet schabowy. Była głodna, przez tydzień nic nie jadła. Spojrzała na siedzącego naprzeciwko Freda i posłała mu swój wspaniały uśmiech po czym zaczęła rozmawiać z Ginny. 

 Godzinę później.

Szatynka siedziała w pokoju wspólnym i pisała wypracowanie dla Snape'a. Po godzinie skończyła i opadła na fotel. Nie miała już na nic ochoty. Nawet nie chciało jej się wstać. Zamknęła oczy, aby się zdrzemnąć, lecz ktoś brutalnie ją obudził. Otworzyła szybko oczy i spojrzała z wściekłością na Rona.
       - Ja.. przepraszam! - powiedział i zrobił taką minę jakby wypił Szkiele Wzo.
       - Tak? a mnie to gówno obchodzi! - powiedziała oschle Hermiona, a kilka osób popatrzyło na nią z zaciekawieniem. 
       - Hermiono, ja...
       - Powtarzam! nie obchodzi mnie to.. czy ja mówię w jakimś obcym języku? mam powtórzyć? - zapytała szatynka wstając.
       - Wiesz, że ja...
       - ... jestem zazdrosny! tak, tak słyszałam to już z kilka razy. Myślałam, że się przyjażnimy! a ty jak tylko widzisz ze mną Freda to robisz sceny zazdrości! Przyjmij to sobie w końcu do wiadomości, że wolę jego towarzystwo. Ty ciągle chodzi jakbyś zobaczył wielkiego pająka. Albo się poprawisz, albo koniec naszej przyjażni! - powiedziała i chwytając swoje wypracowanie wbiegła na górę. Z wściekłości rzuciła wypracowanie na podłogę. Nie miała na nic już sił. Zdjęła buty i poszła spać.



Dokończyłam w końcu ten rozdział. Nie wyszedł tak długi jak chciałam, ale już przy następnym postaram się. Dedykuję go Paulinie (

Muzyka przy której pisałam: Little Mix - Wings, Muse - MK Ultra. 

3 komentarze:

  1. Booskie <3 Dziękuje za dedykacje kochana ;* !

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny bloog :3 Nie mogę się doczekać kolejnej notki, która mam nadzieje szybko się pojawi !!!
    Ps: Naprawde ładnie piszesz :3
    - Lupinka

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział,a Fred jest cudowny ;D Uwielbiam ich ;) Z niecierpliwością czekam na 7 ;))

    OdpowiedzUsuń